Gdy
ujrzę wszystkie me dni minione
i w jednej chwili przebiegnę przeszłość,
to znaczyć będzie, że to już koniec...
przede mną nicość albo wieczność.
I próżne
będą wtedy moje żale,
zobaczę tylko ( jak na podglądzie),
klatkę po klatce swojego życia
i sprawę moją w najwyższym sądzie.
Pan
prokurator będzie wyliczał
me grzechy, grzeszki i przewinienia,
wręcz zrobi ze mnie recydywistę,
żądając mego unicestwienia.
Pomruk
po sali przejdzie jak fala,
bo znany będę części publiczności,
i może chociaż mój Anioł Stróż,
z przejęciem krzyknie : sędzio! Litości!
Więc
pozostanie nikła nadzieja
w rękach, a raczej mowie obrońcy:
"Wysoki Sądzie, chociaż to grzesznik
to jednak zawsze szczerze wierzący".
Wiara
jak mówią, ta czyni cuda
i lżejszym czyni każde brzemię,
więc wierzę, że po tym wyroku,
nie będę chciał wracać na ziemię.